16.07.2017
Typowy baśniowy początek, lubię baśnie, więc czytam dalej. Jest "ładnie", choć zabolał mnie błąd w interpunkcji.
Tak czytam i idzie w sumie lekko, lecz... za lekko! Nic się nie dzieje.
Byłam nieco zażenowana całością, bo język jak najbardziej mi odpowiada, ale był to przerost formy nad treścią.
Elfy w sumie bardzo elfickie, nie mam żadnych uwag, oprócz jednej - są tak blado zarysowani. Tacy nijacy. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że jest to uwarunkowane brakiem konkretnej fabuły. Historia usłyszana z ust... Elronda (Proszę?) również jest bardzo upłycona, nie widać tej potęgi szczerego uczucia.
Co do dialogów - prawie ich nie było (za to monolog jak najbardziej), więc mogę powiedzieć na ich temat jedynie tyle - należy ujednolicić styl pisania myślników.
Wracając do wcześniej wspomnianego języka - jest on właśnie taki, jak trzeba -
baśniowy, kwiecisty - co zgrywało się z opisywanym ślicznym krajobrazem.
Jest mi przykro, że ten śliski... śliczny...! Język nie opisał intrygującej historii, pełnej napięcia, suspensu i magii.
Cóż. Gdyby nie brak wydarzeń... tak mi szkoda tego stylu! Historii de facto nie ma, więc nic nie mogło mnie zaskoczyć, nie mam czego ocenić.
Puenta również została potraktowana po macoszemu - oklepany frazes o miłości, aż chce się powiedzieć "bla, bla, bla...", poruszając dłonią tak, by imitowała mówienie.
Baśnie zajmują w moim serduszku wyjątkowe miejsce, rozumiem też zafascynowaniem miłością, uczuciem, które rzeczywiście jest piękne. Mogę wypuścić tylko z rąk motylka, który pokaże Ci jak bohaterowie (i sam twórca, narracją też można wiele) muszą się "nabiegać", żeby było interesująco. Tak, masz go złapać.
Proszę mi wybaczyć, lecz boli mnie kark (gramatyczny!) i za dużo jest tu drobnych usterek.
Gdzieniegdzie pojawiły się też dziwne, nieuzasadnione "entery", które mnie, jako estetę, raziły niepomiernie.
Od: Pióroman
Lady Muspell